Na przedramionach wytatuowaną ma Elisabeth Taylor, czerwonego M&M’sa i
Spongeboba. Na łokciu – Cartmana z South Parku, a na plecach kadr z kultowego
horroru Poltergeist Tobe’a Hoppera (tego samego od “Teksańskiej masakry
piłą mechaniczną”). Na prawym nadgarstku – słowo: doskonały. Sam mówi, że
doskonałości nie da się osiągnąć. Że zawsze jest coś jeszcze do zrobienia. Może
dlatego co rano dwie godziny spędza na siłowni, wciera balsam w ciało, zjada
witaminy, pije suplementy. Kiedy chce opisać jak wyglądać mają jego ciuchy, używa
formuły: more fucked up. I wszystko jasne. Marc Jacobs – najmłodszy w historii
projektant nominowany do prestiżowej nagrody Perry Ellis Award for New Fashion
Talent.
Urodził się w 1963 roku w Nowym Jorku. Od małego opiekowała się nim babcia,
która nauczyła go jak robić na drutach. Przydało się. Kiedy w 1984 kończył studia w
najlepszej na świecie Parsons School of Design, sprzedał pierwszą w życiu kolekcję z
dyplomowego pokazu – królowały ręcznie dziergane swetry.
W 1997 roku został dyrektorem kreatywnym marki Louis Vouitton: ze znanej przede wszystkim
z torebek firmy o średnim rozmachu medialnym, w ciągu kilku lat stworzył świetnie prosperujący
dom mody. Top of the top. Zaangażował do tego między innymi Julie Verhoeven i japońskiego
Warhola, Takashi Murakami. W międzyczasie zaczął promować również własną markę: Marc
Jacobs. Szło coraz lepiej. Pewnie dlatego rok temu zdecydował się odejść od Vouittona i
zainwestować w siebie.
Jako pierwszy wypuścił tańszą linię ubrań – Marc by Marc Jacobs. W Nowym Jorku otworzył
księgarnię BOOKMARC, w której oprócz książek i albumów można kupić zaprojektowane przez
niego papeterie i notesy. Bawi się mediami, świetnie przewiduje trendy czy reakcje. I wykorzystuje
tę umiejętność nie tylko w celach marketingowych. Do swojej rozbieranej sesji reklamującej
antyrakową kampanię Protect The Skin You’re In zaangażował już Victorię Beckham, Ditę von
Teese i Miley Cyrus. Dochód ze sprzedaży przeznaczył na wsparcie osób z nowotworem skóry.
Pytany o to, co jest najlepsze na świecie, odpowiada, że spanie i palenie papierosów. No i kawa.
Choć bywało, że brał narkotyki i sporo pił. Mówi, że wtedy był wyższy, zabawniejszy, mądrzejszy
i fajniejszy. Być może. Ale teraz też nie jest najgorzej. Na ścianie jego gabinetu wisi obrazek z
kobietą, sprzedającą duszę diabłu za bilet na pokaz marki Marc Jacobs.
Ale Marc Jacobs to nie tylko moda. To także perfumy. Kto nie zna i nie wąchał biedronek,
stokrotek i kropek Jacobsa, palec do góry! No właśnie, wszyscy znają! Jego słodko-owocowa
Lola to silniejsza siostra mniej inwazyjnej, poziomkowo-magnoliowej Oh, Loli! Daisy Dream jest
lekką, jaśminowo-gruszkową kompozycją z nutą wody kokosowej. Jej młodsza wersja – malinowo-
różano-fiołkowa – delikatna Daisy Fresh to z kolei starsza siostra Dot. Kropki. Soczystej i bujnej
zamkniętej we flakonie w kształcie… biedronki. Jest jeszcze mandarynkowa Honey z kwiatem
pomarańczy, miodem i wanilią. I męski Bang, który Jacobs reklamował własnym nagim ciałem… A
wam, które podobają się najbardziej?
Od dzisiaj, przez kolejne trzy tygodnie – w poniedziałki będziecie mogły przeczytać o zapachach Marca Jacobsa, za tydzień będą czekały na Was Lole, a na zakończenie Ikon z Jacobsem w roli głównej – niespodzianka! Stay tuned!
zdjęcia: nymag.com, ohnotheydidnt.livejournal.com