Agata
Manosa

Chanel Coco Mademoiselle.

2016-05-22 - Agata Herbut




Nie wiem jak to możliwe, że Coco Mademoiselle nie doczekała się jeszcze posta na moim blogu. Tym bardziej, że wspominałam o niej wielokrotnie, wielokrotnie pokazywałam ją również w ulubieńcach, proponowałam ją jako zapach na wiosnę lub jako prezent gwiazdkowy. Bardzo ciężko jest opisać zapach, który jest uznawany za bestseller, wierzę, że spora część Was, moich Czytelniczek zna go doskonale i ma już swoje zdanie na temat Coco.







Przeczytałam dziesiątki recenzji, przejrzałam wiele artykułów tylko po to, aby poznać jak odbierają go inne kobiety – co takiego znajdują w nim, że uzależnia od siebie, co sprawia, że nie są w stanie go nosić? Oczywiście, że nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi – ile nosów, tyle opinii, byłabym wielce naiwna gdybym myślała, że odnajdę receptę na oswojenie zapachów Chanel. Dlaczego oswojenie? Ponieważ moim zdaniem wszystkie kompozycje marki oprócz Chance są specyficzne.
Specyficzne nie znaczy złe, mam na myśli: inne, niejednoznaczne, wielowątkowe, wielowymiarowe. Nie da się ich zamknąć w sztywnych ramach bo wciąż się wymykają.




Z Mademoiselle przez wiele lat nie było mi po drodze, znalazłam w nich coś, co nie do końca było moje – taka odrealniona świeżość, głęboka, przy której musisz chwilę zatrzymać się i poznawać. Te kilka lat temu chciałam używać zapachów, które są szybkie i pasują na każdą okazję, im jestem starsza tym więcej jest we mnie chęci sprawiania przyjemności samej sobie, a co za tym idzie rozpieszczania również swoich zmysłów, zapoznawanie ich z aromatami powoli, z atencją. W przeciągu tego czasu pożegnałam trzy puste flakoniki i za każdym razem wywoływało to we mnie lekki smutek, dlatego też wciąż do nich wracam i lubię mieć obok. Najlepiej tuż obok.







Nie potrafię powiedzieć która z nas będzie Coco Mademoiselle – czułabym je na mojej Mamie, używała ich moja przyjaciółka, ale na mojej siostrze uważam, że nie byłyby idealne – dla niej to Chance Eau Fraiche są genialne. Sycylijska pomarańcza, kalambriańska bergamota, róża, orientalny jaśmin, indonezyjska paczula, haitańska wetiweria, wanilia z Réunion, białe piżmo – może to nuty bergamoty mnie uzależniły od siebie? Kompozycja jest głęboka, a zarazem lekka, zmysłowa, a przy tym klasyczna, ponadczasowa i otulająca w tym samym momencie. Obok tych cech ma jeszcze jedną, jest bardzo trwała – na mojej skórze wyczuwam ją prawie cały dzień, na ubraniach: szalach, apaszkach bez końca. Coco Mademoiselle ma w sobie magię, której brakuje mi na codzień.




Znasz Coco Mademoiselle? Pokochałaś ją od razu czy musiałaś się jej nauczyć?