Na tak postawione pytanie moja odpowiedź powinna być twierdząca, przyczyna jest prosta: kocham kosmetyki.
Biorąc jednak pod uwagę moje doświadczenie, nie jestem w stu procentach pewna czy warto “łykać” wszystkie nowinki kosmetyczne i podążać za trendami, które nie są dostępne u nas. Od jakiegoś czasu możemy rozkoszować się dostępnością wielu marek o których mogłyśmy jedynie pomarzyć lub …poprosić o dostawę znajomych zza granicy. Wszystko się zmieniło odkąd Sephora i Douglas weszły na nowy poziom i postanowiły prześcigać się we wprowadzaniu nowości. W ciągu roku trafiły do nas dziesiątki nowych rewelacyjnych marek, ale nadal są takie o których słyszałyśmy, chciałybyśmy wypróbować, ale ciężko z dostępnością. Dzisiejszy post będzie właśnie o tym – czy warto zawracać sobie głowę zdobywaniem kosmetyków zza granicy?
ZA
Swojego czasu robiłam to często! Gdy tylko usłyszałam, że ktoś leci do Stanów spisywałam listy moich must have. W międzyczasie część z tych marek pojawiła się u nas jak np. Kat von D czy Fenty Beauty, ale jestem pewna, że gdyby tak się nie stało – sprowadzałabym je nadal.
Naprawdę świetne produkty w dobrej cenie, szczególnie upodobałam sobie eyeliner Kat von D i moim zdaniem nie ma lepszego. Podobnie myślę o podkładzie Fenty – na mojej suchej skórze wygląda świetnie, stosuję go na większe wyjścia. Jestem przekonana, że każda z was, która posiada tłustą/mieszaną cerę powinna go wypróbować! Zdecydowanie jest to tańszy i lepszy zamiennik Double Wear.
Z produktów niedostępnych u nas szaleję za świeżymi maseczkami Lush (pisałam o nich tutaj: Lush. Ulubione maseczki do twarzy). Sprawdziłam na sobie już dziesiątki maseczek, ale Ocean Salt, Mask of Magnaminty czy Angels on Bare Skin nie mają sobie równych.
Herbivore Botanicals kupicie m.in. w USA, Kanadzie, Australii, Tajlandii, Omanie, Norwegii, Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szwajcarii, Japonii, Singapurze, na Islandii oraz w Niemczech i Portoryko. Ja dostałam te produkty od kuzynki mojego Tomka.
Wiele składników, które znajdziemy w ich produktach pochodzi z hawajskiej wyspy Kauai. Są naprawdę w porządku i warto zwrócić na nie uwagę podczas wyjazdu do któregoś w wymienionych miejsc.
Sprowadzam doskonałą kolorówkę Charlotte Tilbury, która według przecieków powinna niebawem być i u nas. Kosmetyki Charlotte charakteryzuje bardzo wysoka jakość i jeśli miałabym je porównać do innej marki, byłby to Tom Ford Beauty aczkolwiek Tom jest droższy.
Co więcej? Mydło do brwi, ujarzmiające i wyczesujące brwi w naturalny sposób – w Polsce nie ma więc sprowadziłam.
Tonik Witch Hazel marki Thayers z dodatkiem aloesu, czytałam o nim świetne recenzje i jak do tej pory sprawdza się u mnie naprawdę dobrze.
I na koniec top of the top czyli pędzle Wayne Goss’a. Nie ma ich w Polsce i nie będzie więc jedyną opcją jest zamówienie online – ja robię to rzadko bo staram się ograniczyć zakupy dokonywane w ten sposób. Odkładam więc pieniądze i zamawiam od razu kilka rzeczy, wiem, że szybko kolejny raz tego nie zrobię.
PRZECIW
Główne “przeciw” to ochrona środowiska. Kupując nielokalnie przyczyniasz się w pewien sposób do większego zanieczyszczenia: długi transport drogą lądową, morską, powietrzną – podobnie jest z żywnością czy ubraniami. Podjęłam decyzję, że kosmetyki zza granicy będę nabywała tylko przy okazji, nie będę ich specjalnie zamawiała. Punkt dwa – nie wiadomo w jaki sposób kosmetyki trafiły do Ciebie – czy były odpowiednio przechowywane, zapakowane, nie były narażone na wysoką temperaturę lub bardzo niską. Idźmy dalej. Istnieją sytuacje w których popularność marki jest sztucznie nakręcona, a ich kosmetyki to nic szczególnego pod względem jakości. Taką właśnie relację love/hate mam z marką Drunk Elephant. Kosmetyki są w porządku, podobają mi się na maksa wymienne opakowania, ale z drugiej strony na naszym rynku też jest dużo podobnych lub lepszych – są na wyciągnięcie ręki i są tańsze.
Mam świadomość tego, że to czego nie mamy jest niezwykle kuszące i mi samej czasami nie udaje się przed tym uciec. Wiem jedno, że warto się rozglądać, być dociekliwą, zastanowić się dwa razy i dopiero wtedy podjąć decyzję.
Jedyne podsumowanie, jakie ciśnie mi się na klawiaturę to: tylko rozsądek nas uratuje. Dajcie znać czy macie jakieś ulubione marki, które mimo wszystko sprowadzacie zza granicy bo nie znalazłyście na lokalnym rynku odpowiednika?