Agata
Manosa

#włosing czyli wszystko, co powinnaś wiedzieć o pielęgnacji włosów

2020-10-15 - Agata Herbut

Czy żyjesz w przekonaniu, że o pielęgnacji włosów wiesz prawie wszystko? Ja też tak myślałam. Do momentu, w którym natknęłam się na #włosing, facebookową grupę skupiającą prawie 350 tysięcy kobiet walczących o lepsze życie dla swoich włosów. Wymieniają się poradami na temat metod dbania o nie oraz rezultatami swoich działań. Postanowiłam wejść w ten świat i stać się jego częścią. Wszystko po to, żeby sprawdzić na sobie zalety i wady rutyny pielęgnacyjnej innej niż ta opierająca się na duecie szampon i odżywka.

Czego się dowiedziałam? Zacznijmy od początku. Pierwszy krok to określenie typu włosów (proste? kręcone?), a następnie  sprawdzenie ich struktury czyli porowatości. Te informacje pozwolą nam na dobranie odpowiedniej pielęgnacji. Włosy wysokoporowate to najczęściej te z tendencją do puszenia. Bywają  takie z natury, ale zdecydowanie częściej jest to efekt zabiegów fryzjerskich jak choćby farbowanie, stylizacja na gorąco czy rozjaśnianie. Włosy średnioporowate są najczęściej spotykane u Polek. W przypadku tego rodzaju włosów najważniejsza jest zasada, aby o nie dbać i im nie szkodzić. Ostatnia grupa to włosy niskoporowate – gładkie, śliskie, często słabo podatne na stylizację. Ich właścicielkom nie są obce marzenia o objętości i walka z efektem przylizania. 

O to, od czego zacząć świadomą pielęgnację zapytałam Anię Kołomycew, która pod pseudonimem Anwen kilka lat temu założyła bloga o pielęgnacji włosów: “Włosy  potrzebują protein, emolientów i humektantów, a także szamponu, który dobierzemy do skóry głowy i jej potrzeb.”  Szampony mają za zadanie oczyścić włosy oraz skórę głowy, a w zależności od siły zawartego w składzie detergentu myjącego, dzieli się je na mocne, średnie oraz delikatne. Warto pamiętać, że skóra traktowana codziennie silnymi detergentami narażona jest na podrażnienia, może się też przesuszać albo łuszczyć, ponieważ naruszamy jej warstwę lipidową. Na co zwracać uwagę wybierając szampon do włosów? “Przede wszystkim nie na włosy, a na skórę głowy, bo to skórze możemy zaszkodzić źle dobierając szampon. Do włosów dobieramy odżywki i maski, które będą dbały o ich kondycję” – mówi Anwen.

Zagłębiając się w pielęgnacyjne tematy na pewno spotkasz się  z metodą kubeczkową – brzmi zagadkowo, a jest to po prostu metoda polegająca na rozcieńczeniu szamponu wodą. Tak przygotowaną mieszanką należy myć skórę głowy. Piana, która się wytworzy oczyści włosy na całej ich długości, nie musimy poświęcać im zatem większej uwagi. Dzięki temu zabiegowi detergent myjący będzie delikatniejszy, a szampon bardziej wydajny.  Istotą świadomej pielęgnacji jest poznanie jej trzech filarów, tzw. równowaga PEH czyli proteiny, emolienty, humektany. Proteiny (np. mleka, owsa czy soi) nadają objętości oraz wypełniają mikrouszkodzenia, ich niedobór powoduje matowienie włosów, a nadmiar plątanie i filcowanie. Emolienty (np. oleje, woski, silikony) są jak  “powłoczka” dla włosów – odpowiadają za gładkość i miękkość. Zbyt duża zawartość sprawia, że kosmyki są przyklapnięte i obciążone, zbyt mała z kolei zagwarantuje efekt siana i szorstkości. Na koniec H jak humektany (np. gliceryna, aloes, pantenol, miód) czyli nawilżacze naszych włosów. Jak osiągnąć równowagę PEH? Metodą prób i błędów, a najważniejsza jest obserwacja i poznanie potrzeb.

Największą konsternację wśród laików wywołuje  egzotycznie brzmiący zabieg laminowania włosów galaretką. Tak, dobrze przeczytałaś! Opowiedziała mi o tym Ania Kołomycew: “Wiem, że może się to wydawać co najmniej dziwne, ale taki zabieg ma jak najbardziej naukowe podstawy. W galaretce mamy przede wszystkim żelatynę i cukier. Pierwszy składnik jest hydrolizowaną proteiną, drugi – humektantem, dlatego w duecie doskonale nawilżą i odżywią nasze włosy. Taki zabieg jest bardzo prosty i można go zrobić w domu, a efekty często są spektakularne.” Wypróbowałam i to naprawdę działa! Włosy są jedwabiście gładkie, lekkie i przyjemne w dotyku.  

To nie wszystko, w ostatnim czasie obok galaretki na salony wkroczyła… bita śmietana. Kobiety na całym świecie używają jej do nawilżania włosów, a także do zmywania makijażu – tłuszcz świetnie rozpuszcza makeup i usuwa zanieczyszczenia, a obecność białka w składzie działa odżywiająco. Przyznaję, nie sprawdzałam, obawiam się, że byłabym pierwszą kobietą na świecie, która wylizała własne włosy. 

Mniej kontrowersyjne jest siemię lniane. Dziewczyny z #włosingu piją z niego napar, jedzą ziarenka, robią maski i okłady na włosy. Przepis jest banalny: 1-2 łyżki zalać zimną wodą i gotować przez 15 minut, odcedzić jeszcze ciepły gęsty płyn. Zaaplikować na skalp i włosy, pozostawić na godzinę pod ciepłym kompresem. Efekt? Totalne nawilżenie, szybszy porost i gładkość.

O odżywianie włosów domowymi sposobami zapytałam Irka Kłembkowskiego, edukatora marki Kevin Murphy“Aplikowanie produktów spożywczych na włosy ma podobne działanie do tego, jakie oferują nam odżywki czy profesjonalne maseczki. W obydwu przypadkach dostarczamy włosom tłuszczów i cukrów. Różnicą jest skład. Sięgając po kosmetyki stricte fryzjerskie mamy pewność, że ich działanie będzie kontrolowane. Pamiętam sytuację, gdy jedna z moich stałych klientek nie wspomniała o stosowaniu nowej pielęgnacji w postaci olejów spożywczych, co spowodowało, że koloryzacja “taka jak zawsze” okazała się problematyczna, a uzyskanie odcienia wypracowanego latami po prostu niemożliwe.” Trzeba więc uważać. Kiedy jeszcze? Kiedy prostujemy włosy. Polki uwielbiają proste włosy i bardzo chętnie sięgają po prostownicę (ja też jestem w tej grupie!), ale jak tłumaczy Irek Kłembkowski, olej spożywczy + prostownica = zło. Dlaczego? “Aplikując produkt spożywczy na włosy, a następnie sięgając po prostownicę musimy mieć świadomość, że olej, oliwa czy masło osiągają punkt dymienia przy 130-200 stopniach Celsjusza, a prostownica działa przy 180 – 220 stopniach. Połączenie tych dwóch czynników sprawia, że właściwie smażymy sobie włosy, niszcząc ich wiązania keratynowe i sprawiając, że zaczynają się kruszyć.”

W kategorii najdziwniejszego zabiegu włosowego wygrywa natomiast Velaterapia czyli opalanie włosów nad ogniem. Ponoć efekty są wspaniałe, ale wybaczcie, tutaj również nie skusiłam się na testing. Zanim spłonę z miłości do włosów, chciałabym napisać dla Was jeszcze kilka artykułów…

Dziękuję Ani i Irkowi za pomoc w przygotowaniu artykułu!