Mój kolega Rafał powiedział, że są jak ciasto marchewkowe. Koleżanka od razu wyrzuciła z siebie “aaaa jak ciasteczka na święta”. Trzeci nos, któremu podstawiłam swoją szyję do wąchania był dość zachowawczy, ale zapachem bardzo zaintrygowany i zainteresowany. I to jest chyba dobry początek dla mojej recenzji: jestem zaintrygowana. I przyznaję szczerze, że dość trudno ostatnio o takie odczucia biorąc pod uwagę, że ogromna część zapachów, które pojawiają się w portfolio marek jest wtórna, nieciekawa, nudna.
Po pierwsze nazwa. Mnie zainteresowała i sprawiła, że pomyślałam: a może by tak częściej zamykać oczy i sprawdzać, co się stanie? O czym będę myślała? A może będę chciała jak najszybciej je otworzyć?
Eyes Closed to bardzo przyjemna, nieskomplikowana kompozycja, która sprawia, że się rozleniwiam. Ciepła, korzenna, przyprawowa, ale z odrobiną świeżości, która stawia mnie do pionu – mój ukochany imbir nieco się tutaj jednak panoszy.
No dobrze, to co z tym marchewkowym ciastem? Zdecydowanie można je tutaj odnaleźć albo skusić się na kawałek! Mamy jeszcze cynamon, kardamon i imbir. Ciepłe, rozkoszne, miękkie, rozpływające się na skórze. Odrobina paczuli, papirusa, irysa dodaje całości głębi i kontrolowanej słodyczy. Gdyby ktoś mnie zapytał o moje ulubione przyprawy (zarówno jeśli chodzi o smak jak i o zapach) to wskazałabym dokładnie te same: cynamon, kardamon i imbir.
Czułość. To właśnie to słowo, którym mogłabym je opisać.
“Eyes Closed tworzy świat, w którym miłość zasypuje wszelkie podziały i zaciera różnice. W sposób nieuchwytny, ale trwały. Oto połączenie dusz – niespodziewany miraż paczuli i papirusu wchodzi w smakowitą zmowę z masłem irysowym, imbirem i marchewką. Kandyzowane cynamon i kardamon dają niekończące się uczucie ciepła i czułości – balsam dla ducha. Ukojenie, jakie daje spotkanie z bratnią duszą. Zamknięte oczy, stan zakochania… Eyes Closed to doznanie olfaktoryczne, które odzwierciedla połączenie dusz.Miłość to miłość. Nie zna granic.” (opis ze strony galilu.pl)
Trwałość? Na moim ciele dość imponująca, jestem nawet nieco zaskoczona bo inne kompozycje Byredo nie przejawiały aż takiej. Ah, może oprócz mirabelkowych De Los Santos czy bergamotkowych i nieco alkoholowych Eleventh Hour. Te dwa zapachy bardzo pięknie współgrały ze mną i z moją skórą, nawet silniej niż Gypsy Water.
Zachęcam Was do testów, szczególnie jeśli tak jak ja uwielbiacie przyprawy i słodycze. Taki tam duet idealny!